Opublikowano:

Pójść za ciosem w Polskiej Lidze Esportowej

Jedna kolejka Polskiej Ligi Esportowej wystarczyła, by młody skład PRIDE przekonał do siebie kilku niedowiarków. Gdyby ktoś przed tygodniem stwierdziłby, że po czterech meczach Orły będą miały aż trzy wygrane na swoim koncie, to pewnie jego wypowiedź zostałaby skwitowana śmiechem. A jednak! Zespół Piotra „neqsa” Lipskiego zamknął usta wszystkim krytykom i z wysokiego „C” rozpoczął rozgrywki online.

Nowy sezon nasza ekipa zainaugurowała starciem z Ivizy Esport. Spotkanie obfitowało w emocje, a finalnie rozstrzygnięcie zapadło dopiero w 30. rundzie. W znacznie spokojniejszych okolicznościach przyszło rozgrywać nam mecz z M1 Gaming, w którym od początku inicjatywę przejęła młoda piątka. Łukasz „splawik” Jahns i jego kompani rządzili na serwerze, trzymając rywali na spory dystans aż do końca batalii. Przekonywujące zwycięstwo 16:4 sprawiło, że PRIDE po pierwszym dniu zmagań zagościło na fotelu lidera ligi. Kontynuacja skutecznej gry nastąpiła dzień później, gdy naszym zawodnikom przyszło zmierzyć się z Izako Boars. Rozpędzona drużyna odprawiła z kwitkiem kolejnego przeciwnika, zaliczając trzecią wygraną z rzędu. Świetne humory utrzymały się nawet w obliczu porażki z PACT. Z pokorą przyjęto premierową klęskę w PLE, mając oczywiście na uwadze, że zespół Kacpra „darko” Ściery prezentuje ostatnio bardzo dobrą formę.

Zeszłotygodniowe wydarzenia sprawiły, że ze sporym apetytem wyczekujemy najbliższych pojedynków ligowych naszych orłów. Tym razem o tytułowe pójście za ciosem będzie niezwykle trudno. PRIDE zmierzy się bowiem z najlepszą drużyną obecnego sezonu – Miksturą. Zespół, w skład którego wchodzi między innymi Paweł „byali” Bieliński nie ma na razie litości dla swoich przeciwników. Co ciekawe miks, o którym jest w ostatnim czasie naprawdę głośno, mógł w ogóle nie zagrać w dywizji mistrzowskiej Polskiej Ligi Esportowej. Ekipa byłego gracza Virtus.pro nie przebrnęła bowiem przez zamknięte kwalifikacje, ale rzutem na taśmę wygrała dodatkowy turniej, który został zorganizowany w skutek zwolnienia przez tommorow.gg miejsca w rozgrywkach. Od tamtego momentu nowy skład na polskiej scenie gra jak z nut i z marszu stał się głównym kandydatem do końcowego triumfu w lidze.

Nie łatwiejsza przeprawa czeka Orły w drugim wieczornym meczu. Podopieczni Vincenta „Vinsa” Jozefiaka sprawdzą dyspozycję AGO Esports, a więc jednej z czołowych ekip w naszym kraju. I choć ewentualny triumf w tym spotkaniu okrzyknięty będzie mianem nie tyle niespodzianki, co wręcz sensacji, nasi zawodnicy na pewno nie złożą broni. Jastrzębie ciągle szukają bowiem swojej dawnej formy, świadome, że nie jest ona tak wysoka jak przed kilkoma miesiącami. PRIDE doskonale o tym wie i z pewnością zna słabe punkty swoich oponentów. Początek tego spotkania zaplanowany jest na godzinę 21:00, a dwie godziny wcześniej nominowany do głosowania na zawodnika tygodnia Adrian „SAYN” Łączyński wraz z kolegami podejmą wspomnianą już Miksturę.

Opublikowano:

Najlepsi w Polsce, czyli PRIDE podczas Summer Skirmish

Najlepsi w Polsce, czyli Grzegorz „Tabooo” Taborski oraz Sebastian „Hashtag” Skalimowski, którzy podczas trzeciego tygodnia Summer Skirmish zajęli jedenastą lokatę, spośród pięćdziesięciu formacji z całej Europy, w tym przeganiając kilka, polskich drużyn. Nasze Orły!

Od środy obydwaj zawodnicy Fortnite przebywali w naszym Gaming House, by móc skupić się na tych rozgrywkach oraz kwalifikacjach do Fortnite Fun League Polska. Zapewnili sobie awans do polskich rozgrywek, a następnie od rana do wieczora, pełni motywacji myśleli tylko o Summer Skirimish, gdyż ten turniej nie jest byle czym w świecie Fortnite.

Są to rozgrywki, w których startują najlepsze formacje z całego świata. Pula nagród sięgała $500,000, a nasi gracze ukąsili z niej aż $10,000 za zajęcie #11 miejsca w ogólnej klasyfikacji oraz $6,500 za to, że zdobyli najwięcej fragów na jeden z map. Jest to spory sukces dla naszej dywizji, którą wprowadziliśmy pod koniec maja.

Portał Weszło Esport postanowił od razu się odezwać do Grzegorza, który udzielił im kilku odpowiedzi na ich pytania. Cytując Tabooo: „Jedenasta pozycja jest bardzo satysfakcjonująca, jednak odczuwamy niedosyt. Rozkręciliśmy się dopiero w połowie. Jeśli od początku prezentowalibyśmy się tak, jak od piątej gry, to kto wie – może zaszlibyśmy wyżej”.

Końcowa tabela prezentuje się następująco. Liczymy, że nasi zawodnicy nie osiądą na laurach i wciąż będą brnąć w poprawę swoich umiejętności. Trzymajcie za nich kciuki i śledźcie ich oraz nasze sociale, by być ze wszystkimi nowinkami na bieżąco.

Opublikowano:

Jak PRIDE wspomina 2017 rok?

Rok 2017 jest już za nami. To chyba najwyższy czas, żeby podsumować i nieco zerknąć na to, co, gdzie i kiedy działo się przez ostatnie dwanaście miesięcy. Wstydu nie ma, ale na pewno mogło być lepiej! To dobra zapowiedź przed nadchodzącym 2018, w którym zamierzamy zrobić więcej. Będziecie z nami?

Początek roku mógł być największym sukcesem naszych zawodników w karierze. Wówczas jeszcze z Karolem ‚repo’ Cybulskim, Kamilem ‚kamilem’ Kamińskim i Konradem ‚EXUS’ Jeńczeniem w składzie byliśmy o krok, a dokładniej – o jedną mapę od awansu do DreamHack Las Vegas, który zwyciężyli zawodnicy Virtus.pro. W ostatnim, finałowym meczu przegraliśmy z Gambit Esports 1:2 i niestety nie zawitaliśmy do jednego z najpiękniejszych miast na świecie. Niedosyt? Trzyma nas do dzisiaj.

Kolejno turnieje, które nie szły po naszej myśli, zaowocowały nieuniknionymi roszadami w ekipie. Do zespołu pod koniec stycznia dołączyli Maciej ‚Luz’ Bugaj i Jacek ‚minise’ Jeziak, którzy są z nami do teraz. Czy to była dobra decyzja? Według statystyk i osiągnięć – tak! Postaramy się wam nieco przybliżyć naszą drogę od tamtej pory:

– awans do ECS Season 3 – EU Development League
– zwycięstwo pierwszego sezonu Pucharu Polski Cybersport
– wejście do zamkniętych kwalifikacji StarLadder i-League StarSeries Season 3
– wyjazd na Copenhagen Games 2017
– awans z ESEA Season 24: Main Division – Europe do ESEA Premier Season 25
– drugie miejsce, podczas ESL Mistrzostw Polski, w którym przegraliśmy w finale z Team Kinguin

To tylko garstka sukcesów. W nowym składzie staliśmy się jedną z krajowych formacji, które z powodzeniem zaczynają grać na europejskiej scenie. Jednym z naszych głównych celów był awans na PGL Majora w Krakowie. Odpadliśmy w otwartych selekcjach. Nie zamierzaliśmy nad tym ubolewać i kilkanaście dni później pojechaliśmy do Warszawy, by stamtąd zabrać dwa puchary za zwycięstwo CS:GO by Ptak Warsaw Expo & CFX oraz GOOD GAME PACTit CHALLENGE. Nie chcieliśmy zatrzymywać maszyny i nieco ponad miesiąc później daliśmy radę wygrać pierwszy sezon Polskiej Ligi Esportowej na AGO Gaming.

Drużyna Damiana ‚Furlana’ Kisłowskiego chciała być zawsze tam, gdzie my. Kilka dni później podjęliśmy ich więc w finale ROG Masters Poland 2017, gdzie również ich pokonaliśmy. Forma? Wciąż z nami, co udowadnia awans do zamkniętych kwalifikacji ESL One: New York 2017, gdzie ponownie trafiliśmy na G2 Esports… i odpadliśmy.

Czasami bywa tak, że trzeba coś zmienić, by było lepiej. Dnia 4 września pożegnaliśmy się z EXUSem, który reprezentował barwy PRIDE od początku istnienia organizacji. Zrobił dla nas wiele i na pewno pozostaje częścią naszej rodziny do dziś. Jako iż nie chcieliśmy przyjmować byle kogo, postanowiliśmy, że będziemy szukać na spokojnie gracza, a w spotkaniach online oraz na ESL Mistrzostwach Polski pomoże nam Paweł ‚innocent’ Mocek. W Łodzi ponownie nie podołaliśmy Team Kinguin – jak w Katowicach. „Pingwiny” nie odpuściły, zwyciężając kolejne mistrzostwa.

Po Łodzi zdecydowaliśmy się na współpracę z Tomaszem ‚ToMem223’ Richterem.

Dobra postawa w otwartych selekcjach? To nasz znak firmowy! Awans do DreamHack Denver 2017: Europe Closed Qualifier i ponowny zawód w dalszym etapie rozgrywek. Następnie naszym celem był Poznań, do którego pojechaliśmy z myślą, by obronić tytuł mistrzów z Katowic! Tak też się stało – wygraliśmy z Venatores, a następnie z tomorrow.gg i w naszym gaming house zawitało nowe trofeum. Po udanych rozgrywkach offline rozpoczęła się walka o Majora, której nie zapomnimy do końca życia.

W otwartych selekcjach trafiliśmy na „młode talenty”, czyli niemieckich zawodników, którzy grali na tzw. wspomagaczach i się z tym kompletnie nie kryli. Podobno nie było szans, by z tej sytuacji wyjść, jednak oglądanie demek, walka z adminami oraz społeczność pomogły nam powrócić do walki. Co to oznaczało? Nie mogliśmy zepsuć ten szansy i weszliśmy do closed qualifers! Radość wielka, zwłaszcza po tak drastycznym dniu. Na następny dzień trzeba było powalczyć o Minora. Zaczęliśmy słabo… 0 – 1, 0 – 2 i każdy już nas skreślał. Postanowiliśmy zapomnieć o tych dwóch meczach i grać tak, jakbyśmy nadal mieli trzy szanse na awans do rozgrywek w Bukareszcie. Kolejno… 1 – 2, 2 – 2 i decydujące spotkanie, które miało o wszystkim zadecydować. Z kim? Ninjas in Pyjamas! Procenty na stronach bukmacherskich (NIP) 99 % – 1% (PRIDE), kto wygrał mecz? Orły!!! Awansowaliśmy na Minora!!!

Kilka dni później rozgrywały się polskie kwalifikacje do WESG, w którym również emocji nie brakowało, a zarazem „zadym”, które nie powinny się wydarzyć. Pierwszego dnia w meczu o slota odpadliśmy na Venatores, które było już pewne wyjazdu do Barcelony. To, co się stało rano, było czymś, czego się nie spodziewał nikt. Musieliśmy ponownie powtarzać drabinkę i grać na Virtus.pro, gdyż Patryk ‚Patitek’ Fabrowski został zablokowany przez organizatorów. Jednak te dwie szanse zepsuliśmy, mimo, że z ekipą Filipa ‚NEO’ Kubskiego byliśmy w stanie wygrać na Train, gdzie prowadziliśmy 13 – 9.

Kolejnym, a zarazem najważniejszym testem w tym roku był Europe Minor Championship – Boston 2018. Zaczęliśmy od porażki z OpTic Gaming, następnie zwycięstwa z eXtatus 2 – 0 i przegranej ze Space Soldiers 1 – 2 o wyjście z grupy. Ponownie niedosyt, bo było blisko. Powrót do Polski i załamka, która towarzyszyła nam po Minorze. W ESEA Premier mieliśmy pięć zwycięstw i zero porażek, a ostatecznie zakończyliśmy ligę na 9 wygranych i 7 przegranych mapach, przez co nie awansowaliśmy na LANowe finały.

Do końca roku pozostało niewiele. Zbyt wiele już zdziałać nie mogliśmy, jednak zajmowaliśmy kolejno:
– drugie miejsce UCC Cup #1
– 3 miejsce Skinhub Championship – Season 2
– krok od awansu do Kalifornii na Ago – 2 miejsce – Legend Series: Europe #4
– czwarte miejsce w Polska Liga Esportowa S2
– i koniec roku… wygrana OZ Cup 1 dająca nam $3,500

Czego na pewno nie zapomnimy z tego roku? Pojedynków z AGO Gaming, których było bardzo, ale to bardzo dużo i za każdym razem musiał się tam znaleźć wynik 14 – 16! Kolejnym ważnym wnioskiem jest to, że Team Kinguin na LANie potrafi nas zawsze pokonać. Teraz trzeba się skupiać na nowych wyzwaniach i celach na nadchodzący rok. Liczymy na Was, bądźcie z nami.

Autor: Damian Dąbrowski

Opublikowano:

MINISE i mhl dla HLTV.org: Chcemy być w czołowej trzydziestce świata

Przygoda PRIDE z europejskim Minorem zakończyła się na fazie grupowej. Choć nie udało się nam wywalczyć awansu do kolejnego etapu kwalifikacji na Majora, przed wylotem z Bukaresztu redakcja HLTV.org przeprowadziła wywiad z Jackiem ‘MINISEm’ Jeziakiem i Michałem ‘mhlem’ Engelem. Poniżej znajdziecie polski przekład rozmowy Zvonimira Burazina z dwoma „Orzełkami”.

HLTV.org: Po krótkiej przerwie w karierze z końca 2016 roku dołączyłeś do PRIDE. Opowiedz o tym, jak do tego doszło?

Jacek ‘MINISE’ Jeziak: Brakowało mi udziału w oficjalnych spotkaniach, więc po tym, jak wykopali mnie z Teamu Kinguin, zdecydowałem się dołączyć do polskiej formacji, stworzyć nowy skład i utrzymać tempo gry, by nie wypaść ostatecznie z rytmu.

Jak więc minęło wam pierwsze pół roku wspólnej pracy? Co według ciebie osiągnęliście i na jakie problemy natknęliście się w tym czasie?

MINISE: Na początku roku, kiedy nowa kadra została powołana, drużyna radziła sobie dobrze tylko okazjonalnie, a nasza forma nie była stabilna. Notowaliśmy dobre występy, ale oprócz wzlotów zaliczaliśmy też upadki. Teraz – po zmianie gracza – pracujemy głównie nad poprawą i ustabilizowaniem esportowej kondycji.

Możesz przedstawić swoich kompanów i listę zadań, które spełniają w zespole?

MINISE: Zasadniczo podział ról nie jest sztywny i od czasu do czasu się zmienia. Luz jest aktualnie kimś w rodzaju supporta, ale przykładowo – kiedy gramy po stronie terrorystów – często pierwszy wchodzi na bombsite, zostając  niejako entry fraggerem. Ja jestem snajperem i prowadzącym. Morelz pełni rolę głównego entry fraggera i często dajemy mu na mapie wolność. Jeśli czuje że jest w formie, może po prostu robić, co chce. Pozostałą dwójkę charakteryzuje dość defensywny styl. Duet ten najzwyczajniej w świecie dostosowuje się do panującej aktualnie sytuacji.

Uważasz, że trudno jest łączyć obowiązki snajpera i prowadzącego? Kwestię balansu tych dwóch zadań wielu ludzi poruszało już w przeszłości. To dla Ciebie problem?

MINISE: W poprzednich zespołach nigdy nie miałem dużej swobody w tym, co chciałem robić z AWP. W PRIDE jestem w stanie kierować grą tak, by zdobywać ważne fragi ze snajperki. Dla mnie to pewnego rodzaju zwiększenie komfortu i ułatwienie łączenia dwóch czynności w tym samym czasie. Niemniej, w tym aspekcie jest jeszcze wiele rzeczy do poprawy.

Mhl, dołączyłeś do zespołu kilka miesięcy temu. Opowiedz, nad czym z chłopakami pracowałeś najbardziej?

Michał ‘mhl’ Engel: Na początku powiedziano mi, że  do moich obowiązków należeć ma przeprowadzanie analizy gry przeciwników, ale nagle zdałem sobie sprawę, że możemy zyskać więcej, jeśli zaczniemy badać i naprawiać własne błędy. Odpowiadam też za atmosferę w zespole, przez co unikamy niepotrzebnych spięć, zachowujemy spokój i skupiamy się wyłącznie na grze.

Porozmawiajmy o kwalifikacjach na Minora, przez które przeszliście. Jak z twojej perspektywy wyglądało dostanie się na turniej w Bukareszcie?

Mhl: Po awansie z otwartych do zamkniętych kwalifikacji trafiliśmy na przeciwników, którzy zdecydowanie byli w naszym zasięgu. Wiedzieliśmy więc, że możemy ich pokonać. Źle jednak rozpoczęliśmy, przegrywając dwa pierwsze mecze. W tej chwili poczuliśmy, że nie mamy już nic do stracenia i zaczęliśmy grać naprawdę dobrze. Na ostatnich trzech mapach przekazaliśmy również obowiązki lidera Luzowi. Wtedy poczuliśmy się naprawdę silni, szczególnie po pokonaniu Teamu LDLC 16:5. Aż trzy razy z rzędu zagraliśmy też Cache, nad którym bardzo aktywnie pracowaliśmy.

Przed pojedynkiem z Ninjas in Pyjamas rozmawialiśmy natomiast o tym, że dotychczas trafialiśmy na rywali w naszym zasięgu, a tym razem przyjdzie nam zmierzyć się z legendami. Teraz albo nigdy – stwierdziliśmy. Po wygranej pistoletówce – i z każdym kolejnym zdobytym punktem – zdobywaliśmy coraz więcej pewności siebie i to doprowadziło do ostatecznego sukcesu. Podczas drugiej połowy był moment, w którym NiP powracał. Dzięki wywołaniu pauzy i uspokojeniu wszystkich udało nam się to zatrzymać i jakoś to poszło.

MINISE, jeśli dobrze pamiętam, grałeś na NiP podczas Majora – DreamHacka Winter 2014. I to na Cache. Wówczas Szwedom finalnie udało się powrócić do spotkania i ostatecznie cię pokonali. Byłeś bardziej usatysfakcjonowany tym, że to właśnie NiP-u nie dopuściliście do Minora?

MINISE: Kiedy teraz NiP zaczął powracać, poczułem, że ta sama historia może się powtórzyć. Z PRIDE czuje się jednak pewnie i naprawdę chciałem się zemścić za potyczkę z 2014 roku. Udało się.

Porozmawiajmy trochę o turnieju, w którym wzięliście udział. Pierwszy mecz zagraliście przeciwko OpTic Gaming. Starcie na Nuke nie skończyło się dla was najlepiej. Zostaliście zaskoczeni już podczas wyboru map?

MINISE: Podczas wyboru map podjęliśmy pewne ryzyko. Spodziewaliśmy się, że OpTic wyrzuci Nuke i mecz zagramy na Train – szczególnie po tym, jak sprawdziliśmy ich statystyki na HLTV.org. To był rodzaj esportowego hazardu z naszej strony. Ten nieszczęśliwie obrócił się przeciwko nam. Nie ćwiczyliśmy dużo na Nuke, bo rywale w meczach z nami zawsze tę mapę banowali.

Przeciwko Space Soldiers wygraliście Mirage, a następnie straciliście Cobblestone i Train. Czy waszym problemem nie jest zbyt mały map pool?

MINISE: Teoretycznie faza banowania map ułożyła się dla nas niesamowicie, ponieważ regularnie gramy zarówno na Mirage, Train, jak i Cobblestone. Przy czym gra na tej ostatniej układa nam się najgorzej ze wszystkich trzech. Wiedzieliśmy więc, że musimy wygrać Mirage, aby następnie zdobyć Train i mieć szansę na triumf 2:1. Na Cobble miewamy problemy z komunikacją i rotacjami. To głównie dlatego go przegraliśmy.

Wszyscy byliśmy bardzo rozczarowani po tym, jak straciliśmy też Train. Zabolała nas zwłaszcza pierwsza pistoletówka, w której Paz one tapami z USP strzelił kilka szalonych hedów przez połowę mapy. Wiedzieliśmy, że jeśli dobrze wejdziemy w mecz i odpowiednio zbudujemy ekonomię, Turcy zaczną się pocić i stracą pewność siebie. To w tym upatrywaliśmy dla nas szansy. Nie wyszło.

O czym rozmawialiście po turnieju? Co w ogóle sądzisz o zawodach i jakie są twoje przemyślenia na temat tego, co wraz z PRIDE musicie poprawić?

MINISE: Zdecydowanie musimy zwiększyć naszą pulę map i udoskonalić te lokacje, które już gramy – głównie Cobblestone i Nuke. Trzeba też naprawić drobne błędy – niekoniecznie komunikacyjne. Bardziej chodzi o to, by pobawić się rolami, sprawiając, że ToM223 i reatz zaczną być bardziej agresywni. Tak, żeby przeciwnik był całkowicie zaskoczony, gdy właśnie ta dwójka zdobędzie bombsite.

Co do samych rozgrywek organizowanych przez PGL – wszystko jest tutaj dobrze przygotowane: transport, hotel, jedzenie, wszystko. Być na takim turnieju po raz pierwszy jest spełnieniem marzenia.

Jakie są plany PRIDE na najbliższe kilka miesięcy?

MINISE: Naszym głównym celem jest dotarcie do najlepszej trzydziestki światowego rankingu HLTV.org i długie utrzymanie się w tym gronie. Chcemy to osiągnąć najpóźniej na początku przyszłego roku. W zasadzie to wszystko.

Oryginalny zapis rozmowy w języku angielskim znajdziecie na stronie HLTV.org pod TYM LINKIEM.
Zdjęcie: HLTV.org

Opublikowano:

Europejski Minor za nami… ale wstydu nie ma!

Odpadamy z Minora, mimo to wstydu nie ma – w krótkim, ale dosadnym stylu zakomunikował po meczu ze Space Soldiers Jacek ‘MINISE’ Jeziak.  I faktycznie trudno o lepsze podsumowanie występu „Orzełków” w Bukareszcie.

Internetowa droga na europejskiego Minora nie była łatwa, o czym napisaliśmy zresztą osobny TEKST, jednak prawdziwa walka zacząć miała się właśnie w Rumunii. Tuż po losowaniu grup wielu ekspertów bez zawahania stwierdziło, że „Orzełki” nieszczęśliwie trafiły do grupy śmierci. O awans do play offów przyszło nam zmierzyć się bowiem z gwiazdorsko obsadzonym OpTic Gaming, niezwykle utalentowanymi Turkami spod szyldu Space Soldiers, a także nieprzewidywalnym eXtatus z Davidem ‘frozen’em’ Čerňanským na czele.

Już na samym starcie przyszło nam stanąć w szranki z głównymi faworytami do zgarnięcia miejsca w zamkniętych kwalifikacjach na Majora – OpTic Gaming. Jak się później okazało, spotkanie to przegraliśmy niejako już na etapie wyboru map. Nuke ewidentnie nie był po naszej stronie. – Niestety, takiego zakończenia veto się nie spodziewaliśmy. Podjęliśmy ryzyko, które tym razem się nie opłaciło – wspominał tuż po pojedynku snajper naszej ekipy. Trzeba zawodnikom OpTic oddać jednak to, że pokazali klasę i najzwyczajniej w świecie dali podopiecznym Michała ‘mhla’ Engela nieprzyjemną lekcję. Powiedzieć o tym, że wynik 3:16 nas zabolał, to nie powiedzieć nic.

„Orłom” nie da się jednak podciąć skrzydeł jednym przegranym spotkaniem. Zupełnie inną jakość gry zaprezentowało bowiem PRIDE już chwilę później – w potyczce eliminacyjnej z czesko-słowackim eXtatus. Zarówno na Cache, jak i na Mirage nasza reprezentacja może nie była bezbłędna, ale pewnością siebie i wieloma znakomitymi zagraniami wypracowała zasłużony triumf. I dostała jeszcze jedną szansę na otrzymanie promocji do kolejnego etapu. Pojedynek ze Space Soldiers miał zadecydować o tym, czy z Bukaresztem pożegnały się już w fazie grupowej czy awansujemy dalej.

Zespół z Turcji od początku był stawiany ponad nami. Spółka Ismailcana ‘XANTARES’a’ Dörtkardeşa od bardzo dawna trzyma się przecież bardzo blisko ścisłej czołówki globu. To jednak Maciej ‘Luz’ Bugaj wraz z kolegami zbudowali wygraną na pierwszej mapie. I to w jakim stylu! Średnio rozegrana ofensywa zmusiła nas do zakasania rękawów po stronie antyterrorystów. Zaczęła się gonitwa najpierw po wyrównanie, a następnie po zdobycie szesnastego oczka. Udało się… Niemniej, Cobblestone – nawet jeśli zaznaczyliśmy swoją obecność kilkoma widowiskowymi zagraniami, a MINISE był wychwalany pod niebiosa przez Piotra ‘izaka’ Skowyrskiego – należał już do rywali. Rywali, którzy przejęli również Train i awansowali ostatecznie do półfinału.

PRIDE 3:16 OpTic Gaming – Nuke
PRIDE 2:0 eXtatus – Cache 16:10, Mirage 16:12
PRIDE 1:2 Space Soldiers – Mirage 16:11; Cobblestone 7:16; Train 6:17

I choć nasza walka o wyjazd do Bostonu już się zakończyła, plan minimum na rok 2017 został spełniony. Pojawiliśmy się przecież na Minorze, pokazując światu, że PRIDE pnie się po szczeblach europejskich rankingów. Tak, jak wspomniał wcześniej nasz reprezentant: „wstydu nie ma”. Nie spuszczamy więc głowy, oznajmiając, że apetyt rośnie w miarę jedzenia.

Autor: Szymon Groenke
Zdjęcie: HLTV.org

 

Opublikowano:

W drodze na Majora. Przystanek Bukareszt

Jaki jest cel organizacji na 2017 rok? – zapytał Maciej ‘sawik’ Sawicki Piotra ‘neqsa’ Lipskiego w styczniowym wywiadzie. – Bardzo chciałbym, abyśmy dostali się na Minora – odparł CEO PRIDE. Mówisz – masz. Na spółce Macieja ‘Luza’ Bugaja można przecież polegać.

Droga na Majora przez lata ulegała zmianie, wydłużając się i ewoluując w końcu do postaci, która – mówiąc eufemistycznie – nie faworyzuje młodych, niedoświadczonych jeszcze formacji. Otwarte kwalifikacje internetowe, zamknięte kwalifikacje internetowe, regionalny Minor, zamknięte kwalifikacje LAN-owe… i dopiero wówczas, tylko dla nielicznych – wymarzona impreza. Nikt nie mówił jednak, że będzie łatwo. Historie zbudowane choćby przez PENTA Sports Pawła ‘innocenta’ Mocka pokazują zresztą, że można tę trasę przebyć w szczególnie piękny sposób. I stanąć w końcu obok najlepszych z najlepszych…

Można rzec, że PRIDE jest już w połowie trasy. Awansując na europejskiego Minora w Bukareszcie, „Orzełki” zostawiły za sobą chyba najbardziej wymagający etap kwalifikacji, w którym o „być, albo nie być” zadecydować może wyłącznie przypadek. Dumą napawa widok podopiecznych Michała ‘mhla’ Engela obok klasowego Teamu EnVyUs, znanego wszystkim GODSENT, gwiazd z OpTic Gaming, talentów reprezentujących Space Soldiers, eXtatus i Windigo czy w końcu innej rewelacji znad Wisły – AGO Gaming. Nim jednak wyruszyliśmy do Rumunii, czekało nas eliminacyjne piekło…

Co charakteryzowało pierwszy etap turnieju? Ogrom problemów technicznych, z którymi CEVO nie radziło sobie najlepiej. Bitwy na serwerach były jednym, walki z oszustami poza nimi i horrendalne opóźnienia – drugim. Na szczęście, udało się odpowiednio ukarać cheaterów z Teamu OPTIMISTIC, a wygrane z Atlantic, KPI oraz 1337HUANIA dały PRIDE przepustkę do kolejnej fazy. Zaczęła się prawdziwa przejażdżka rollercoasterem.

Od Minora spółkę Jacka ‘MINISE’a’ Jeziaka dzieliły wyłącznie trzy zwycięstwa w zamkniętych kwalifikacjach. Już na samym starcie nosa utarło nam jednak HellRaisers. Chwilę później zostaliśmy natomiast sprowadzeni do parteru przez Binary Dragons. W tym momencie przestał istnieć dla nas jakikolwiek margines błędu. Ale chłopaki nie załamali rąk. Przeciwnie – nóż na gardle dał im motywacyjnego kopa. Team LDLC w starciu z „Orzełkami” pozostał bez szans, Team5 dosłownie nie nadążał nad tym, co dzieje się na mapie, a na dokładkę pozbawiliśmy marzeń o powrocie na Majora legendy z Ninjas in Pyjamas. Bardziej widowiskowo być nie mogło. Nagle Minor przestał być już marzeniem, a stał się po prostu zrealizowanym celem. Co ciekawe, dwie sekcje, które pokonały nas na wstępie, opadły z sił w dalszym etapie eliminacyjnym i nie zobaczymy ich w studio PGL.

Niesamowite emocje i radość – nie zapomnę tego na długo. Pamiętajcie – marzenia się spełniają. Nie zamierzamy poprzestać na awansie do Minora – podsumował ten wyczerpujący okres Piotr ‘morelz’ Taterka.

Analizując szanse każdego składu obecnego w Bukareszcie, HLTV.org nie postawiło PRIDE w roli faworyta. Nic dziwnego, grupowi rywale: OpTic, eXtatus i Space Soldiers, są przecież niezwykle wymagający. Luz ma jednak zgoła inne podejście. – Faworyci są i za chwilę może ich nie być, wszytko zależy od ich i naszych predyspozycji danego dnia. Pretendentami do awansu na kwalifikacje Majora są AGO oraz PRIDE i tego się trzymajmy – wspomniał w wywiadzie dla Cybersport.pl. I tego się trzymajmy.

Autor: Szymon Groenke

Opublikowano:

O obronie tytułu słów kilka, czyli drugi Puchar Polski Cybersport dla PRIDE

PRIDE to ma, to jest koniec tego spotkania! Pierwsza mapa była bardzo wyrównana, ale druga to już pełna dominacja „Orzełków” – krzyknął Maciej ‘Morgen’ Żuchowski w pewien sobotni, październikowy wieczór. A chwilę później Jacek ‘MINISE’ Jeziak uniósł w Poznaniu drugi z kolei Puchar Polski Cybersport.

Najpierw była jednak rozgrywana w sieci faza grupowa. PRIDE trafiło do koszyka C razem z AGO Gaming, OFF-Mode Black i Solaris Esports. Od samego początku było wiadomo, że rywalem, który wytworzy największą presję na serwerze, będą „Aniołki” Dominika ‘GruBego’ Świderskiego. Co ciekawe, otwierający rozgrywki mecz odbyliśmy właśnie z nimi. I choć nie było łatwo, udowodniliśmy, że drużynę, która od momentu sformowania była na językach wszystkich, można sprowadzić do parteru. Nawet jeśli potrzeba na to trzech map i wieńczącej pojedynek dogrywki. Nie bez problemów przebiegło także kolejne starcie z OFF-Mode Black. Znowu trzy plansze, ale ponownie – zakończone ostatecznym triumfem. Triumfem gwarantującym zresztą awans do fazy pucharowej. Jeszcze jedna wygrana w Internecie oznaczała wyjazd do Poznania. O ten biliśmy się z SEAL Esports i… „Foki” nie znalazły dobrego sposobu na „Orły”. Przyszedł czas na przygotowania do turnieju wyjątkowego dla PRIDE z niejednego powodu.

Jednym z nich było to, że na targi Poznań Game Arena przyjechaliśmy z Tomaszem ‘ToMem223’ Richterem. Nowego reprezentanta klubu czekał debiut LAN-owy w naszych barwach. W dodatku na wielkiej scenie i przed liczną publiką. Jeszcze kilka tygodni temu niemal anonimowy gracz, nagle musiał potwierdzić swoją wartość. Musiał udowodnić to, że godnie zastąpi Konrada ‘EXUSa’ Jeńczenia. Jak mu się udało? – ToM223 zaliczył wymarzony debiut – mówił tuż po finale prowadzący eksperckie studio Adam ‘destru’ Gil.

Ale od początku. W inauguracyjnym pojedynku siły mierzyliśmy z Venatores, które od kilku miesięcy odciskało już piętno podczas wielu krajowych turniejów. O tym, że będzie łatwo, mogliśmy więc zapomnieć. Od samego początku rywal zawiesił bowiem poprzeczkę bardzo wysoko. Emocje sięgały zenitu wielokrotnie, a „Myśliwych” tylko krok dzielił od zwycięstwa na pierwszej mapie. Zawodnicy PRIDE jednak – jak rasowi maratończycy – odkładali siły na sam finisz, by w wyścigu o kolejne punkty dogonić przeciwnika tuż przed samą metą. Po dogrywce Train wpadł więc na konto MINISE’a i spółki. Następnie – po równie zaciętej bitwie, ale już bez doliczonego czasu – to samo stało się z Mirage.

To był wymagający pojedynek, można rzec – na miarę finału. A ten był przecież jeszcze przed nami. Graczom Venatores należało oddać za niego szacunek. Zrobił to Maciej ‘Luz’ Bugaj, wręczając w ręce Sebastiana ‘darka’ Babińskiego okolicznościowy „puchar”. O tym, że – skoro mowa o Luzie – nie był to upominek zwyczajny, wspominać chyba nie musimy.

W najważniejszym starciu zmagań czekało już na nas tomorrow.gg. Zespół to młody, mający w swojej kadrze gracza, który nawet nie był wcześniej na zawodach tego typu. Niemniej, momentami brak doświadczenia oponentów był niemal niewidoczny. Dowodem tego może być z trudem wygrany przez „Orzełki” Mirage. Szybko okazało się jednak, że stracone 14 rund było tylko wypadkiem przy pracy. Cache jednoznacznie pokazał przecież, kto na wzniesienie trofeum zasługiwał najbardziej.

Bilans pięciu zwycięstw z rzędu przy braku porażek pozwolił ustawić druga statuetkę PPC w naszej gablocie. A apetyt na kolejną obronę tytułu po wyjeździe z Poznania wzrósł niesamowicie.

Autor: Szymon Groenke